Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki
Rozmiar czcionek: A A+ A++ | Zmień kontrast |
Gminne Centrum Kultury, Sportu i Turystyki w Kodniu

Kazimierz Babkiewicz "O moim malarstwie i grafice"

Utworzono dnia 09.07.2020

„O moim malarstwie i grafice”- Kazimierz Babkiewicz

          Nie mogę o sobie powiedzieć , że już we wczesnym dzieciństwie zrodziło się we mnie pragnienie zostania malarzem. Pojawiło się ono dużo, dużo później. W szkole rysowanie i malowanie wychodziło mi dobrze. Zauważali to nauczyciele, ale także – a może nawet przede wszystkim  - koledzy z klasy, bo niektórzy z nich koniecznie chcieli abym za nich wykonywał rysunki na ocenę, albo przynajmniej coś tam im naszkicował. Wręcz siłą zmuszali na mnie do tego. Odwdzięczali  się – trzeba to przyznać – hojnie, dzieląc się czymś co uważali za wyjątkowo cenne,  a mianowicie częstowali popalanymi w ukryciu na przerwach papierosami, które czasami komuś udawało się podkraść ojcu. Mnie akurat do palenia zupełnie nie ciągnęło, ale oni tego nijak nie byli w stanie pojąć, więc – chcąc nie chcąc – trochę popalałem z nimi, bo za odmowę gotowi byli śmiertelnie się obrazić.

          Gdy kończyłem siódmą klasę i trzeba było podjąć decyzję o wyborze szkoły średniej, nie bardzo wiedziałem na co powinienem się zdecydować. Ogólnie byłem niezłym uczniem, więc wyobrażałem sobie, że miałbym spore szanse dostać się do dowolnego technikum, czy liceum. Zdawanie do liceum plastycznego w Lublinie zasugerowała mi p. Alda Starzyńska (prywatnie moja siostra cioteczna), która w ostatnich klasach uczyła nas rysunku . Miała trochę wiadomości o tym liceum, bo jedna z jej uczennic, Teresa Witkowicz, już się tam od dwóch lat uczyła. Złożyłem więc podanie do tej szkoły (ale i do innej również, dziś już nie pamiętam do jakiej) i pojechałem na egzamin, który – jak w każdej innej szkole artystycznej – odbywał się parę dni wcześniej, po to aby kandydaci odrzuceni z uwagi na brak predyspozycji do kształcenia w danym kierunku artystycznym mogli bez problemu zdawać do innych szkół. Egzamin składał się z czterech części: pisemny z polskiego i z matematyki, i praktyczny z malowania i rzeźbienia. Egzamin z rzeźby polegał na tym, że dano każdemu trochę gliny i polecono ulepić postać matki z dzieckiem. Rzecz w tym, że nigdy przedtem niczego nie wyrzeźbiłem. Kiedyś wprawdzie próbowałem wydłubać coś w kawałku drewna, ale mając do dyspozycji jako narzędzie jedynie kuchenny nóż, nie byłem w stanie niczego sensownego z tym kawałkiem drewna zrobić. z modelowaniem w  plastelinie też nie miałem przedtem do czynienia, bo nigdy nawet nie miałem jej w ręku (podobnie, zresztą, jak i inni moi szkolni koledzy) -  wtedy ogólnie żyło się bardzo biednie i nikt nawet zupełnie drobnych pieniędzy nie wydawał na tak mało ważne rzeczy jak plastelina.  Mimo że pierwszy raz modelowałem coś z gliny, figurkę matki i dziecka jakoś udało mi się wykonać, ale wielu zdających z rzeźbieniem sobie nie poradziło. Na miejscach które zajmowali leżały pogniecione, bezkształtne bryłki gliny, a oni sami po cichu wyszli z sali, czego nawet nie zauważyłem zajęty swoją robotą. Pewnie tak jak ja pierwszy raz w życiu mieli do czynienia z rzeźbą - i zupełnie nie poradzili sobie z tym wyzwaniem...


K. Babkiewicz - Pastwisko nad Bugiem, olej, płótno, 1994 r.

          Bezpośrednio po egzaminie z rzeźby ogłoszono wyniki egzaminów, zostałem przyjęty i o zdawaniu do drugiej szkoły już nie myślałem. z przedmiotami plastycznymi w lubelskim plastyku radziłem sobie nieźle, ale dopiero pod koniec czwartej klasy zauważyłem, że ze swoimi pracami wyskoczyłem ponad średni klasowy poziom, że moje zwyczajne malowanie zaczyna przeobrażać się w poważną twórczość. Od tamtego czasu już nie miałem wątpliwości, że będę zdawał na studia plastyczne i że zostanę malarzem.

          Zdecydowałem się na studia na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Pomyślnie zdałem egzaminy, wybrałem pracownię malarstwa, a w r. 1976 obroniłem dyplom. Przez kilka lat usiłowałem utrzymywać się z wykonywania prac dekoracyjnych za pośrednictwem PSP (Pracownie Sztuk Plastycznych – państwowa firma pośrednicząca między zleceniodawcami i plastykami) i z pracy w Domu Kultury, w końcu jednak , począwszy od  1982 r. postanowiłem zająć się wyłącznie malarstwem i żyć ze sprzedaży obrazów. Na domowych finansach odbiło się to bardzo niekorzystnie, bo oznaczało zarobki nieregularne i z reguły niskie. Kilkakrotnie zmuszony byłem do zagranicznych wyjazdów zarobkowych przy zbiorze winogron we Francji i oliwek na Sycylii. Ale jednak mimo finansowych trudności cały czas w mojej pracowni powstawały nowe obrazy. (Z pracownią to też różnie bywało – czasami  udawało i się znaleźć na pewien czas miejsce do malowania poza domem, a czasami bywałem zmuszony zająć na ten cel jakiś kącik w domu. ) Ile obrazów namalowałem?  Zupełnie nie wiem. Nigdy nie próbowałem policzyć, ale z pewnością więcej niż tysiąc. Sprzedawałem je głównie za pośrednictwem rożnych galerii, dlatego na ogół nie miałem bezpośredniego kontaktu  z nabywcami.  Od pracowników galerii wiem że duża część moich prac trafiła za granicę.


K. Babkiewicz - Zarośla nad Bugiem, olej, płotno, 1988 r.

          Zdarzało mi się malować portrety, martwe natury, kopie dawnego malarstwa, ale zasadniczym tematem mojego malarstwa zawsze był pejzaż. Kiedy myślimy o pejzażu, to zazwyczaj mamy skojarzenia  z jakimiś rozległymi widokami, podczas gdy ja, jako motyw obrazu, wybieram tylko jakiś nieduży jego fragment. Najchętniej maluję dziką przyrodę, taką z drzewami, które nie zostały posadzone przez człowieka, ale zasiały się same, których nikt nie podcina, ani nie wycina kiedy usychają ze starości. Zakątków z prawdziwie dziewiczą przyrodą zostało w naszym kraju bardzo mało, ale jakieś skrawki można jeszcze tu i ówdzie odnaleźć. W pobliżu Sławna na Pomorzu, gdzie mieszkam od 1978 r. znajdują się rozległe rozlewiska rzeki Wieprzy przepływającej przez to miasto. Niemcy w swoim czasie Wieprzę uregulowali, ale po dawnej rzece zostały starorzecza, oczka wodne i rozległe błotniste łąki, którymi rolnicy od czasu balcerowiczowskich reform przestali się zajmować, i które zdążyły kompletnie zdziczeć i częściowo zarosnąć brzózkami i innymi krzakami. Tereny te stały się moim ulubionym miejscem plenerowym pełnym odpowiednich dla mnie motywów malarskich. Być może lubię tam malować, bo te miejsca przypominają mi trochę nadbużańskie łęgi, po których w dzieciństwie lubiłem sobie połazikować.  Wielokrotnie przyjeżdżałem do rodzinnego domu nie tylko dla spotkań z rodzicami i rodzeństwem, ale także i po to, aby malować krajobrazy znad Buga. Były to swego rodzaju plenery dla jednego uczestnika. Najbardziej malownicze motywy znajdowałem na wąskim pasie prawie nie użytkowanej ziemi nad samym Bugiem, ciągnącym się od miejsca nazywanego Kątkiem do samego Okczyna. Namalowałem tam sporo obrazów.


K. Babkiewicz - W stronę nowoczesności, linoryt, 2012 r.

          Gdzieś około r. 2000 dość nieoczekiwanie odczułem potrzebę na porzucenia na jakiś czas koloru i posługiwania się samą tylko czernią i bielą. Postanowiłem mianowicie zająć się grafiką, a konkretnie linorytem. Początkowo wykonałem w tej technice kilka krajobrazów, a później zacząłem zacząłem robić także grafiki o charakterze satyrycznym, jak również ekslibrisy będące specyficznym rodzajem  miniatur graficznych służących jako elegancka wklejka do książek będąca zarazem oznaczeniem własności książki, w których to ekslibrisach także starałem się zawrzeć jakiś dowcip. Inaczej niż w malarstwie w, które z uwagi tematykę (pejzaż, martwa natura, portret) nie zawierało żadnych treści publicystycznych, w satyrycznych grafikach pozwoliłem sobie na swego rodzaju wypowiedzi odnoszące się do zagadnień społeczno-politycznych. W 2003 r. wysłałem kilka ekslibrisów na międzynarodowy konkurs w Gliwicach. Jeden z nich został wydrukowany w katalogu. Ten drobny sukces zachęcił mnie do udziału w podobnych konkursach. Niedługo potem kolega Bułgar przysłał mi informację o konkursie „Humor i Satyra w Sztuce” odbywającym się w Gabrowie. Wysłałem parę grafik i wkrótce otrzymałem wiadomość że przyznano mi nagrodę Ministra Kultury i Turystyki Bułgarii. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo w gabrowskim konkursie strasznie trudno zdobyć nagrodę, z tej racji, że w każdej kategorii nagroda jest tylko jedna (ja startowałem w kategorii: rysunek i malarstwo). Sama nagroda, choć bardzo prestiżowa, nie była wysoka – starczyłaby zaledwie na opłacenie przelotu w obie strony, więc zrezygnowałem z wyjazdu po jej odbiór i poprosiłem o przesłanie mi pieniędzy, które zużyłem na wyjazd do Petersburga, bo właśnie organizowano mi tam wystawę moich pasteli. O wielkim prestiżu gabrowskiej nagrody przekonałem się rok później, gdy od muzeum w Gabrowie otrzymałem informację, że jako jednemu z laureatów konkursu miejscowe muzeum pragnie zorganizować wystawę moich grafik, że sprawą tej wystawy zainteresował się ambasador Polski w Bułgarii, który chciałby później zaprezentować  ją także w Instytucie Polskim w Sofii, i że chce ponadto sfinansować mi przelot w obie strony i dwudniowy pobyt w Gabrowie i Sofii. Skorzystałem z oferty ambasadora i tym razem poleciałem do Bułgarii. Zobaczyłem tam wiele ciekawych rzeczy. Gabrowo to taki odpowiednik naszego Wąchocka, tzn. miasta o którym opowiada się dowcipy. Często są to nawet te same dowcipy, tylko różnica polega na tym, że jedne zaczynają się od słów: - A w Wąchocku...”, a drugie: - „A w Gabrowie...”. Trzeba przyznać że Bułgarzy maksymalnie wykorzystali specyficzną renomę tego miasta, bo stworzyli tam swego rodzaju centrum humoru dla całej Europy Środkowowschodniej, podczas gdy w Wąchocku właściwie nic się nie dzieje. Organizowany jest jedynie ogólnopolski konkurs sołtysów. 70-tysięczne Gabrowo posiada ogromne muzeum o nazwie „Dom Humoru i Satyry”. Sale wystawowe są tak wielkie, że na pewno nie muszą się tam obawiać, że jakąś wystawę musieliby uszczuplić z powodu braku miejsca. Dowiedziałem się że inwestowanie ogromnych pieniędzy w Gabrowo służące nadaniu temu miastu realnego charakteru stolicy humoru wspierała bardzo minister kultury z lat sześćdziesiątych, która była córką ówczesnego i sekretarza Partii  Todora Żiwkowa. Teraz realia polityczne są inne, ale zapotrzebowanie na humor i rozrywkę jest nawet większe niż w czasach komuny. Muzeum ma się dobrze, atrakcji w nim cała masa, na brak zwiedzających nie można narzekać. Co dwa lata odbywa się w Gabrowie międzynarodowy konkurs (ten w którym uczestniczyłem) a każdego roku po konkursie – wzorowany na nicejskim – karnawał. Bardzo nietypowy, bo odbywający się zawsze w maju.


K. Babkiewicz - Kopia obrazu Matki Bożej Kodeńskiej, olej, płótno, 2018 r.

          Kilka lat po nagrodzie w Bułgarii otrzymałem nagrodę specjalną w konkursie dla karykaturzystów organizowanym przez muzeum w Surgucie na Syberii. Tym razem także byłem zaskoczony nagrodą, bo liczyłem tylko na zamieszczenie mojej grafiki w katalogu, jako że nie miała ona charakteru karykatury, no ale jednak została zauważona i doceniona przez jury. Zostałem zaproszony na otwarcie wystawy pokonkursowej i wręczenie nagród. Organizatorzy konkursu sfinansowali mnie i pozostałym laureatom przelot w obie strony na trasie Moskwa – Surgut, a przelot na linii Warszawa – Moskwa zapewnił mi Instytut Mickiewicza, który to Instytut wspomaga materialnie promowanie polskiej sztuki za granicą, zwłaszcza w aspekcie finansowanie wyjazdów na wystawy i koncerty. O wrażeniach z pobytu w Surgucie wspomniałem w tekście o moich pobytach na Syberii zamieszczonych na stronie internetowej kodeńskiego Domu Kultury. Uczestniczyłem wielu innych konkursach graficznych, bez problemów kwalifikowano moje prace na wystawy i zamieszczano w katalogach, czasami otrzymywałem wyróżnienia, miałem indywidualną wystawę w muzeum ekslibrisu w Danii. W sumie, nieoczekiwanie dla mnie samego, to nie malarstwo, którym zajmowałem się tyle lat, ale właśnie grafika, którą zacząłem uprawiać stosunkowo niedawno, przyniosła mi liczące się sukcesy na arenie międzynarodowej. Zostałem zauważony  i doceniony w międzynarodowym środowisku grafików, o czym może świadczyć powierzeni mi roli jurora w jednym z międzynarodowych konkursów (w ub. r.  w Niżniewartowsku). Prawdę powiedziawszy nie stworzyłem swojemu malarstwu podobnych warunków umożliwiających szerokiej publiczności zapoznanie się z nim.  Wprawdzie miałem wiele wystaw (ponad 70), ale tylko nieliczne odbywały się poza regionem pomorskim. Nie uczestniczyłem też w konkursach malarskich z uwagi na to, że wysyłka obrazów jest znacznie bardziej kłopotliwa i dużo droższa. Mimo sukcesów w dziedzinie grafiki nie porzuciłem malowania na rzecz grafiki. Zajmuję się teraz zarówno jednym jak i drugim.

...................................................................................................................................................................

          Cieszę się że mieszkańcy mojego rodzinnego Kodnia od niedawna mogą oglądać w internecie, na stronie Kodeńskiego Domu Kultury prezentację niektórych moich grafik i obrazów. Składam serdeczne podziękowania p. Ewie Rafałko za zainteresowanie się moją twórczością i za przygotowanie tej prezentacji, jak również zamieszczenie na wspomnianej stronie opisu moich wrażeń z pobytu na Syberii.

INFORMACJA

Wszystkie zdjęcia i materiały graficzne znajdujące się na stronie domkulturywkodniu.pl objęte są prawami autorskimi.

Kalendarium

Rok wcześniej Miesiąc wcześniej
Maj 2024
Miesiąc później Rok później
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
29 30 1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 1 2

Biuletyn Informacji Publicznej